Menu

Arboretum w Wojsławicach


Mówi się, że Arboretum w Wojsławicach zawdzięcza swoje powstanie pewnemu szczęśliwemu przypadkowi. Fritz von Oheimb (1850–1928), śląski ziemianin i właściciel dużego majątku w Wojsławicach, jeszcze w młodości spadł z alpejskiego urwiska wprost na krzew różanecznika, ratując dzięki temu życie. Rodzinne legendy potwierdzają więc, że to z wdzięczności stworzył ten przepiękny i bardzo romantyczny ogród.

Park dworski istniał w tym miejscu już wcześniej, ale to Fritz von Oheimb nadał mu jego dzisiejszy charakter. Przez wiele lat z wielką pasją i znawstwem rozbudowywał ogród i związał się z nim tak mocno, że właśnie tutaj został pochowany.

Fritz von Oheimb był nie tylko wielkim znawcą roślin, ale przede wszystkim bardzo utalentowanym architektem krajobrazu. Doskonale wykorzystał naturalną rzeźbę tego terenu z jego wzgórzami, jarami i przecinającym go strumieniem i z wyczuciem zapełnił go tysiącami roślin, idealnie dobierając je do każdego z miejsc. Dziś ogród może się poszczycić największą i najbardziej unikatową w Polsce kolekcją różaneczników i azalii. Słynie też z tysięcy liliowców, hortensji, magnolii, piwonii i wielu innych roślin. A wszystko to w cieniu potężnych, kilkusetletnich drzew.

Trzeba przyznać, że Arboretum w Wojsławicach ma szczęście do ogrodników. I dzisiaj prowadzony jest z nie mniejszą pasją, wciąż rozbudowuje się i wzbogaca o nowe odmiany. W sumie niewielka załoga, za to z wielkim sercem, dba o ten mały raj na ziemi.


Pierwszy raz odwiedzam Arboretum w Wojsławicach o tej porze roku. Zazwyczaj jestem tu w czasie gdy kwitną różaneczniki i azalie, bo moja mama jest ich miłośniczką. Niewątpliwie każdy pasjonat ogrodów powinien przynajmniej raz zobaczyć ten niesamowity spektakl barw i kształtów, jednak dla mnie jest wtedy zbyt kolorowo i zbyt tłoczno.


Tym razem przyjeżdżamy z Magdą Wasiczek na kilka dni przed otwarciem i ogród jest niemal tylko do naszej dyspozycji. W górskim terenie, przyroda budzi się nieco wolniej niż we Wrocławiu. W pełnej krasie są przede wszystkim magnolie, których jest tu ponoć aż 80 odmian, ale poza tym nie ma jeszcze imponujących plam kolorów. Za to panuje cudowny spokój, wiosenne kwiaty układają się w dywany pod dopiero zazieleniającymi się drzewami a ptaki od świtu dają taki koncert, że budzik nie jest nam do niczego potrzebny.

Mieszkamy w sercu ogrodu, w Domku Hobbita, nazywanym tu Szklarenką i dosłownie tuż pod samymi drzwiami znajdujemy tematy do zdjęć. Spośród drzew moim ulubieńcem jest potężny buk stojący u wejścia do ogrodu. To spod jego omszałych stóp, ścieżki rozchodzą się w różne strony parku: do cienistej i w niektórych miejscach niemal leśnej części z różanecznikami, azaliami i potężnymi drzewami lub do czereśniowego wzgórza z bylinami, aleją liliowców i magnolii i celtyckim horoskopem z drzew na szczycie.

Pogoda nie jest idealna, dość pochmurno i mokro i tylko czasem łapiemy jakieś zgubione promienie słońca. Może jednak jest idealna, bo w takich chwilach ogród przemawia do mnie szeptem, a czyż nie szeptem zdradza się największe tajemnice...


Więcej informacji można znaleźć na stronie Arboretum.
Więcej zdjęć już niedługo, bo z pewnością nie jest to moja ostatnia wizyta :-)