Menu

Bajki prawie z mchu i paproci...



Wybrałam się wczoraj do lasu sprawdzić co w geofitach słychać. Tak jak myślałam, las tonął w kwiatach (w śmieciach i butelkach także - ech to Polska właśnie), ptactwo wokół ćwierkało, a nad głową trzy dzięcioły wystukiwały rytm wiosny. Ruszyłam w poszukiwaniu najpiękniejszych miejsc, zanurzyłam się w chaszcze i gdy fotografowałam w najlepsze, usłyszałam nagle trzask łamanej gałęzi. Wszystko wokoło mnie zamilkło, nawet te trzy dzięcioły nad głową.

Ojoj - pomyślałam - nie dalej jak rok temu wygnał mnie z tego lasu rozpędzony dzik...

Co robić?

Jeśli to dzik, to najpierw muszę sprawdzić skąd wieje wiatr, a potem wycofać się cichaczem nie myląc kierunku. Ojoj...

A co jeśli to człowiek? Niedaleko wieś, a w niej, jak wiecie: "spotkasz chłopa, gęba sina, oj nie wraca ci on z kina..."

Co robić? Co robić?

Nie mogąc się zdecydować i nic lepszego wymyślić, przywarłam mocniej do ziemi z cichym jękiem dawno nie używanych stawów i postanowiłam przeczekać.

Cokolwiek to było, przeszło dostojnie łamiąc gałęzie i roztrząsając suche liście. Poza tym nie wadząc nikomu. Las ponownie wypełniło ćwierkanie, dzięcioły nad głową znów zaczęły wystukiwać rytm wiosny, a geofity, jak to geofity, kwitły nie bacząc na nic... :-)